Notki ułożone są w kolejności chronologicznej a także od najstarszego do najmłodszego członka zespołu. Poniżej znajdziecie wszystkie notki dołączone do albumu - zrezygnowałam z podziału na konkretne wersje albumów ze względu na to, że większość notek była powielana.
Ostrzeżenia: przemoc, śmierć, wypadek
Miłej lektury!
Seokjin. 1 lutego 22 roku
Wydano ogłoszenie, że samolot będzie niedługo lądował. Za oknem nie było widać nic poza puszystymi chmurami. Zacząłem wracać wspomnieniami do czasu spędzonego w LA. Było miło ze względu na plażę, ale poza tym, nic nie zapadło mi w pamięć. Samolot wykonał duży skręt i na horyzoncie pojawiło się miasto.
Powrót do Songju był nagłą decyzją.
– Wracaj. – przez telefon powiedział do mnie ojciec. Oczywiście był ku temu powód. Mój ojciec nie był osobą, która działa bez żadnego powodu. Ale nie powiedział mi dlaczego mam wracać. Ja też specjalnie nie dociekałem, bo dowiem się wszystkiego na miejscu. Chwila– być może powrót do Songju wcale nie był tak niespodziewany. Być może wszystko było już zaplanowane i tylko ja o tym nie wiedziałem.
– To nasz dom? – usłyszałem głos dziecka siedzącego przede mną. Wyjrzałem przez okno.
– Nie, nasz dom jest za tą rzeką. – odpowiedział prawdopodobnie jego tata.
Dom. Powtórzyłem to słowo w swoich myślach. Ani trochę nie czułem, że wracam do domu. Ale to też nie oznaczało, że w LA czułem się jak w domu. LA i Songju. Obydwa miejsca były moim miejscem zamieszkania, ale nie moim domem.
Seokjin. 11 kwietnia 22 roku
Znowu obudziłem się skąpany w promieniach słońca. Obraz płomieni w środku kontenera i martwego ciała Namjoona wciąż tkwił w mojej głowie. Kolejna porażka. Podniosłem ramiona, żeby zakryć oczy i pogrążyłem się w myślach. W jaki jeszcze sposób mogę uratować Namjoona? Powoli wróciłem myślami do wydarzeń z 30 września. Nie poczułem niczego szczególnego, nie bałem się ani nie czułem presji czasu.
Od czasu wypadku, który wydarzył się w miasteczku kontenerów, zdążyłem już wielokrotnie powtórzyć pętle czasu. Ale wciąż nie miałem pojęcia, dlaczego w nich tkwiłem. Ani co muszę zrobić, żeby wszystko naprawić. Co więcej, nie byłem nawet w stanie dowiedzieć się czym tak naprawdę była Mapa duszy, rzekoma wskazówka, która miała to wszystko zakończyć. Mapa duszy. Usłyszałem o niej pierwszy raz, mając na koncie już wiele porażek.
– Mapa duszy? Czym to, do licha, jest? – naciskałem, ale nie dostałem odpowiedzi. Pozostały jednak słowa: Wskazówka posiada swoją cenę.
Zobaczyłem w oddali stację paliw, na której pracował Namjoon. Wrzuciłem kierunkowskaz i zmieniłem pas. W głowie miałem tylko jedno - powstrzymać wydarzenia z 30 września i zakończyć pętlę czasu. Zmierzałem tylko do tego celu. Nawet jeśli po drodze pojawiłby się problem, albo jeśli komuś stałaby się krzywda lub zostałby porzucony. Nic nie mogłem na to poradzić. Jeśli bym się ociągał albo pozwoliłbym tym rzeczom mnie przytłoczyć to nie osiągnąłbym mojego celu. Ważniejsza od ocalenia każdego była moja ucieczka i wyjście z tego żywym. Właśnie taką lekcję dała mi nieustanie powtarzająca się pętla czasu.
Seokjin. 3 sierpnia 22 roku
Nagle ożyły wszystkie sceny uwiecznione na zdjęciach, które leżały na podłodze. Jungkook odwrócił się, by na mnie spojrzeć. Tak, jakby usłyszał śmiech Hoseoka i Jimina. W następnym momencie słyszałem pianino Yoongiego. Namjoon i Taehyung śmiali się, biegając na plaży. Wszystkie te chwile wróciły do życia i unosząc się w powietrzu, odtwarzały się niczym film. Leciała muzyka, a w ciepłych promieniach słońca wybuchał śmiech. Chwile nachodziły na siebie, a gdy odtwarzał się film po filmie to poczułem, że uwolniło się we mnie coś, czego nie potrafiłem zdefiniować i przez żyły ogarnęło całe moje ciało. Tak, jakby w mojej głowie podniosła się jakaś tama i zaczęły zalewać mnie wspomnienia. Wirowały w tak niekontrolowany sposób, że nie mogłem dojść do zmysłów. Cały pokój skrzył się wspomnieniami. Wirowały wspomnienia smutku, tęsknoty, bólu i zabawy. Patrząc na nie, poczułem coś nieprawdopodobnego. Jak mogłem zapomnieć o tych wszystkich chwilach? I właśnie w tym momencie spostrzegłem, że coś mieni się w mojej kieszeni.
Yoongi. 25 lipca 15 roku
– Yoongi-ah!
Usiadłem przed pianinem, gdy tylko wszedłem do salonu. Nawet nie miałem czasu, by otrzeć pot. Wytarłem swoje lepkie ręce o koszulkę. Mama otworzyła zeszyt do nut. Nie potrafiłem wziąć się w garść. Zacząłem mrugać. Ostatnią godzinę spędziłem biegając w palącym słońcu. Serce waliło mi tak mocno, że nie słyszałem własnego oddechu. Pot spływał mi po karku przez co moje plecy były całe mokre. Trzęsły mi się ręce.
– Min Yoongi. Nie umiesz nawet jeszcze porządnie grać Chopina, a już się bierzesz za komponowanie? – mama wskazała na nuty. Co przed chwilą zagrałem? Nie potrafiłem sobie przypomnieć.
– Jeszcze raz, od początku. – powiedziała niskim głosem. Ponownie. Znowu. I jeszcze raz. Ciągle grałem tę samą stronę. Moje ciało było wciąż rozgrzane a pot spływał mi po plecach. Miałem pustkę w głowie i myślałem, że zaraz zwymiotuję. Może to właśnie dlatego. Ignorowałem nuty, ignorowałem mamę i grałem tak jak dyktowały mi buzujące we mnie emocje. Mama złapała mnie za ręce i zdjęła je z klawiszy.– To nie są właściwe emocje! – krzyknęła.
– Błagam, przestań! – odkrzyknąłem, wstając z siedzenia. Mama spojrzała na mnie, zamierając w bezruchu. – Błagam. Naprawdę, przestań, proszę. – krzyczałem wszystko, co ślina przyniosła mi na język. Miotałem się w miejscu i rwałem sobie włosy z głowy. W końcu złapałem trofeum mamy i rzuciłem nim w pianino. Jeden z klawiszy oderwał się i drasnął mój policzek.
Yoongi. 13 czerwca 22 roku
Myślałem o słowach Jungkooka.
To dlatego, że lubię twoją muzykę.. To dlatego, że wzrusza mnie twoja gra na pianinie. Tak. Chciałem umrzeć kilka razy dziennie, ale gdy słyszę dźwięk twojego pianina to chce mi się żyć. Dlatego ci to mówię. Właśnie dlatego. Chcę przez to powiedzieć, że twoja muzyka jest moim sercem.
Pijany i rozłożony na podłodze, myślałem o wyrazie twarzy Jungkooka, gdy ten się powtarzał.
Yoongi. 2 sierpnia 22 roku
Położyłem się po tym jak wysłałem pliki z muzyką do Seokjin hyunga. Kiedy przeglądałem nuty, które zabrałem ze szkolnego schowka, zobaczyłem zapisane na marginesie słowa: Kiedy jesteśmy razem, możemy się śmiać. To nie było moje pismo. Wtedy przypomniałem sobie coś, co niedawno się wydarzyło. To był wyjątkowo mglisty dzień. Jakimś cudem, szedłem razem z Seokjin hyungiem przez boisko. Obaj czuliśmy się ze sobą nieswojo. Włożyłem rękę do kieszeni i specjalnie zwolniłem krok. Miałem nadzieję, że hyung sobie pójdzie, ale tego nie zrobił. Zamiast tego próbował zacząć rozmowę, ale za każdym razem, kiedy to robił, było coraz bardziej niezręcznie. Zanim zdałem sobie z tego sprawę, zapytałem:
– Hyung kiedy ostatnio szczerze się śmiałeś? – nie odpowiedział a ja już więcej nie pytałem.
Kiedy jesteśmy razem, możemy się śmiać. W pewien sposób te słowa wydawały się być odpowiedzią na moje pytanie. Nie miałem żadnej pewności, że to hyung je napisał. Nawet jej nie potrzebowałem. Melodia zapisana w nutach była infantylna. To było zaledwie 2 lata temu, ale moja muzyka była wtedy niedopracowana i pełna przemocy. Nie była płynna ani piękna. Kiedy myślałem o liceum, myślałem tylko o szwendaniu się po pijaku, ale to nie było tak, że każdy dzień tak wyglądał. Całą noc dopracowywałem melodię z tamtych lat. Nazwałem ją: Kiedy jesteśmy razem, możemy się śmiać.
Namjoon. 21 maja 15 roku
Ostrożnie zakradłem się do frontowych drzwi. Chwyciłem mocno za klamkę i ostrożnie się rozejrzałem, szukając oznak, że coś jest nie tak. Nic nie słyszałem. Podniosłem głowę i rozejrzałem się dookoła, ale w domu panowała ciemność. Postawiłem kolejny krok w głąb domu.
– Mamo. – zawołałem, ale nikt nie odpowiedział. Próbowałem zapalić światło, ale najpierw znów rozejrzałem się dookoła. Było już po dziewiątej wieczorem i nie było możliwym, żeby nikogo nie było w domu.
– Mamo. – zawołałem ponownie, ale odpowiedziała tylko cisza.
Wróciłem do domu później niż zwykle. Zazwyczaj zaraz po szkole musiałem pomagać mamie, ale choć raz chciałem spędzić czas z przyjaciółmi. Dlatego spóźniłem się bez wcześniejszego uprzedzenia. Jednak w domu nikogo nie było. Poczułem na sobie dziwną falę zimna, więc objąłem dłońmi ramiona i tak tkwiłem w ciemnym salonie.
Nagle odezwał się telefon. Przeszedł mnie dreszcz. Telefon wciąż dzwonił, ale miałem dziwne przeczucie, że nie powinienem go odbierać. Ogarniające uczucie niepokoju, że kiedy to zrobię, wszystko się zmieni, a ja nie wrócę do siebie, takiego jakim jestem teraz. Telefon jednak wciąż dzwonił, a ja mimowolnie podszedłem do niego i podniosłem słuchawkę.
Namjoon. 18 lipca 22 roku
Spojrzałem na budynek. Tu i tam paliły się światła. Może dlatego, że było to w centrum, a w pobliżu wiele szyldów biur księgowych i kancelarii. A na ostatnim, piątym piętrze, świeciły się wszystkie światła. Przez kilka ostatnich tygodni Taehyung i ja rozglądaliśmy się po Songju z najwyższych budynków w mieście. Nie wiedzieliśmy dokładnie, czego tak naprawdę szukamy. Jedynym tropem był sen Taehyunga. Może kawy w puszce i czterolistnej koniczyny, które widział we śnie. Przez te dwie rzeczy chodziliśmy po budynkach całymi nocami. Kilka dni padało. Na początku braliśmy parasolki i eksplorowaliśmy budynki, ale ostatnio o to nie dbaliśmy, wystawiając się na deszcz. Z tego powodu wdaliśmy się w kilka kłótni. Pewnego razu zostaliśmy wygonieni z budynku, bo byliśmy cali przemoczeni i wzięto nas za chuliganów. Powszechne było zamykanie na klucz żelaznych drzwi, prowadzących na dachy, a z poziomu klatki schodowej nie dało się nic zobaczyć.
Znowu spojrzałem na budynek. Pomyślałem sobie, czy to będzie wreszcie tym, czego szukamy? Na drzwiach widniało znajome nazwisko. Biura Radnego Kim Changjoona.
– Kto to? – zapytał Taehyung.
– Nie wiesz? – spojrzałem na niego. Patrzył na mnie niewinnym wzrokiem, nie wiedząc, o kogo chodzi. Ostatnio nie miałem na niego słów. Były takie rzeczy, których ciężko było nie wiedzieć, ale Taehyung naprawdę nie miał o nich pojęcia. Patrzył bez wahania na rzeczy, na które ja sam bałem się spojrzeć. I zawzięcie wyciągał do kogoś dłoń, gdy nie robił tego nikt inny.
– To ojciec Seokjina. – odpowiedziałem.
Namjoon. 25 sierpnia 22 roku
Osunąłem się na podłogę kontenera. Jego metalowe wnętrze biło takim żarem, że mogłem ledwie otworzyć oczy. Rozejrzałem się, marszcząc twarz. Minęło tylko 10 minut odkąd powiedziałem mu, żeby poczekał aż przyniosę ramen. Usłyszałem czyjś kaszel, i odwracając się, zobaczyłem kucającego w środku Woochanga. Oblałem koc wodą i owinąłem nim jego ciało.
– Woochang, musimy przez nie wyskoczyć. Dasz radę, prawda? - zapytałem, wskazując na okno. Za drzwiami buchał szkarłatny ogień. Złapałem mocno dłoń Woochanga.
– Biegniemy na trzy. Raz, dwa… – Nagle coś spadło za drzwiami. Wyglądało na to, że materiały leżące obok kontenera zapadły się przez ogień. Iskry wirowały wśród kurzu. Zaskoczeni, cofnęliśmy się. W ułamku sekundy wyjście zostało zablokowane.
Hoseok. 30 sierpnia 9 roku
Wstałem, przecierając oczy. Hyungowie dawali znaki, jakby chcieli, żebym po cichu za nimi szedł. Chciałem jeszcze trochę pospać, ale zrobiłem to, co chcieli. Ostrożnie wyszliśmy z pokoju i przeszliśmy przez korytarz. Otaczała mnie ciemność. Zastanawiałem się, która jest godzina, ale nie miałem pojęcia o niczym innym niż o tym, że już dawno powinien spać. Weszliśmy po schodach i otworzyliśmy stalowe drzwi, prowadzące na dach. Wraz z hyungami zatrzymaliśmy się zaskoczeni dźwiękiem, jakie wydały te drzwi. Rozejrzeliśmy się dookoła.
Usiedliśmy na dachu.
– Czemu tu przyszliśmy?
– Jung Hoseok, poczekaj chwilę. – odpowiedział na moje pytanie najstarszy hyung. Dokładnie w tym momencie usłyszałem eksplozję, po czym północna część nieba się rozświetliła. Zaskoczony skuliłem się i zamknąłem oczy. Poczułem zapach spalenizny.
– Wow! – ktoś krzyknął, a najstarszy hyung kazał im się uciszyć. Mrużąc oczy, spojrzałem ostrożnie na niebo. Usłyszałem kolejny wybuch, a na całym niebie pojawiły się gwiazdy.
– To nie są gwiazdy tylko fajerwerki. – powiedział mi hyung. Kwitnącym kwiatom na niebie nie było końca. Położyłem się na dachu i patrzyłem na gwiazdy, ognie i kwiaty wybuchające na niebie.
– Jung Hoseok płacze! Płacze!
Słyszałem jak hyungowie sobie ze mnie żartują.
– Hej. – przetarłem oczy rękawem, ale wciąż napływały mi łzy.
Hoseok. 24 lipca 22 roku
– Seokjin hyung, mógłbyś porozmawiać ze swoim tatą? Wiesz przecież, co znaczy dla mnie to miejsce. Sierociniec to mój dom. Jeśli go zlikwidują to wszystkie mieszkające w nim dzieciaki będą musiały zostać rozdzielone. Nawet jeśli muszą przebudować okolicę to mogą to zrobić bez włączania w to sierocińca. – rzuciłem, wchodząc do kontenera.
Każdy spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nie zmienił się tyko wyraz twarzy Seokjin hyunga. Nawet gdy mówiłem, będąc na skraju łez, on patrzył się na mnie tak, jak gdyby nic się nie stało.
– Decyzja już zapadła. Nie mogę nic na to poradzić.
Każde słowo wolno do mnie docierało. Jego słowa postawiły między nami wyraźną granicę. Hyung należał do świata, który decyduje, a ja należałem do świata, którzy nie może nawet narzekać na te decyzje. Myślałem, że Seokjin hyung był moim przyjacielem, ale być może w prawdziwym świecie nie ma miejsca na naszą przyjaźń.
Byłem na niego zły. Krzyczałem, pytając jak może taki być. I błagałem go o pomoc. Ale już wtedy wiedziałem, że to były tylko puste słowa, ale tak naprawdę nie mogłem zrobić. Moje słowa i złość nie były skierowane do niego, ale na mnie samego. Na mnie, który nie mógł nic zrobić. Na mnie, który był nikim.
Hoseok. 31 lipca 22 roku
Moje pierwsze wrażenie o Hagok było podobne do pierwszego wrażenia o Songju, ale z tym wyjątkiem, że było żywsze. Wolnym krokiem szedłem za ludźmi, którzy wychodzili w pośpiechu ze stacji. Zazwyczaj nie chodziłem powoli, ale tym razem szedłem tak wolno, że niemal zakłócałem rytm ludzi, będących wokół mnie. Zachowywałem się jak ktoś, kto obrał sobie za cel zachowywanie się jak najmniej podobnie do Jung Hoseoka. Przemieszczałem się we własnym tempie, nie licząc się z otaczającymi mnie ludźmi. Zjadłem pikantne jedzenie, którego zazwyczaj nie jadam i nawet nie podziękowałem, płacąc za rachunek. Nawet plułem na chodnik, gdy wokół nie było ludzi.
Podążając za mapą z Internetu, dotarłem do sklepu, który miał się niedługo otworzyć. Znajdował się na pierwszym piętrze pasażu handlowego leżącego opodal liceum. Obok był sklep papierniczy i całodobowa knajpa z kimbapem. Jego lokalizacja była tak podobna do lokalizacji Two Star Burger w Songju, że aż niemal śmieszna. Rozejrzałem się dookoła, zastanawiając się, gdzie szukać mieszkania, jeśli miałbym się tutaj przeprowadzić i akurat w tamtym momencie na kogoś wpadłem.
– Prze... – zacząłem automatycznie przepraszać, ale zatrzymałem się w połowie słowa. Specjalnie wytężyłem wzrok, spojrzałem na tę osobę i posłałem jej złowrogie spojrzenie. – Patrz, gdzie idziesz.
Jung Hoseok w Hagok był egoistą, snobem, szaleńcem i dupkiem, który robił jedynie to, na co miał ochotę.
Oszukiwałem się jedynie przez jakieś 5 sekund.
– Hoseok hyung, prawda?
Znałem tę twarz.
Jimin. 20 sierpnia 17 roku
To był słoneczny dzień. Niebo było niebieskie, a powietrze świeże. Z mamą i tatą wyjechaliśmy z domu samochodem. W środku grała wesoła muzyka, a ja otworzyłem tylne okno i wystawiłem przez nie rękę. Z góry spadały żółte liście miłorzębu. Wystawiłem rękę, żeby jakiegoś złapać, ale mi się nie udało. Mama odwróciła się i powiedziała
– Jimin, zrobisz sobie krzywdę. Jak wtedy wystąpisz na scenie?
Wszedłem na scenę. Nad moją głową jasno świeciły reflektory. Podłoga drżała w rytm muzyki. Tańczyłem wśród moich znajomych. Wszyscy podnieśliśmy się do góry a następnie opadliśmy, po czym obróciliśmy się w lewo i spojrzeliśmy na siebie. Wszystkim nam brakowało tchu, ale wciąż patrzyliśmy na siebie z uśmiechem. Ludzie bili gromkie brawa. Ruszyliśmy w kierunku publiczności i się ukłoniliśmy. Z dala widziałem rodziców, którzy stali i klaskali. Uśmiechnęli się, gdy mnie zobaczyli.
Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem sufit szpitalnej sali. Łzy napłynęły mi do oczu. Wiedziałem, że to sen, ale nie chciałem się budzić. Chciałem jeszcze przez chwilę być otoczony przez aplauz, pod liśćmi miłorzębu, ale ranek zawsze nadchodził, a sen zawsze znikał.
Jimin. 18 lipca 22 rok
Zabijałem czas, przechadzając się obok osiedlowego sklepu. Czasem uciekałem z lekcji, przeskakując przez mur gimnazjum Jeil Songju. Potem czekałem na hyungów w małym parku naprzeciwko osiedlowego sklepu. Rozejrzałem się dookoła. Dawno mnie tutaj nie było, ale miasto za wiele się nie zmieniło. Pamiętałem, że w tej okolicy mieszkał Yoongi i Jungkook. Zobaczyłem coś na kształt graffiti, zaglądając w alejkę po mojej prawej stronie. Wyglądało jak robota Taehyunga. Poszedłem bliżej.
Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, zatrzymałem się przed malunkiem. Była to czyjaś twarz. Namalowana szorstkimi, czarnymi liniami, w których nie było żadnego ciepła. Powiedziałem, „czyjaś”, ale wiedziałem, do kogo należała. To był Seokjin hyung. W momencie, w którym pomyślałem o hyungu, zobaczyłem też twarz innej osoby. Była to kompletnie inna twarz, ale obydwie wyglądały niemal identycznie. Miały takie same oczy. Oczy bez duszy. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, kogo muszę odnaleźć.
Jimin. 12 sierpnia 22 roku
Przytuliłem młodego, trzęsącego się „mnie”. Poczułem swoje mokre ciało i szybko bijące serce.
– Poczekaj jeszcze trochę. Spotkasz dobrych przyjaciół, gdy trochę dorośniesz. Razem z nimi staniesz się lepszą osobą. Może wtedy będzie lepiej. Miej jeszcze trochę siły. – powiedziałem, jąkając się, po czym przytuliłem „mnie” jeszcze mocniej. W oczach zebrały mi się łzy. Nie potrafiłem ich powstrzymać i zacząłem płakać.
Jak wiele czasu minęło? Gdy otworzyłem oczy, młodszy „ja” zniknął. Wstałem, ocierając łzy i spojrzałem w niebo. Było jasne i bezchmurne, a okolicę ogarniała cisza. Z daleka widziałem wejście do Kwitnącego Arboretum. Po deszczu nie było śladu.
Taehyung. 28 lutego 10 roku
Ktoś kucał przy markecie. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem hyunga. Bawił się z Dong-i. Pogłaskał go i dał mu coś, co wyglądało jak chleb. Złapaliśmy na chwilę kontakt wzrokowy, a potem zaskoczony spojrzałem przed siebie i szedłem dalej. Ukryłem się w jednej z alejek i wyglądałem. Pomyślałem sobie Kurde, kto to? Sięgnąłem do kieszeni, dotykając reklamówki, w których miałem tosty z szynką. Kurde, a tak ciężko było je ukryć przed mamą…
– O, Taehyung. Co robisz? Nie przyszedłeś pobawić się z Dong-im?
Podskoczyłem zaskoczony. To był właściciel marketu. Hyung, którego widziałem wcześniej podniósł głowę i na mnie spojrzał. Pomyślałem w duszy Wszystko przez tego starszego pana. Skoro i tak mnie znalazł to postanowiłem wyjść do tego hyunga.
– Kim jesteś?
– Ja? spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym, że nie wie jak odpowiedzieć.
– Czemu bawisz się z Dong-im?
Po chwili zapytałem ponownie, ale nie odpowiedział.
I w ten sposób zacząłem z nim rozmawiać.
– Mój tata powiedział, że gdy zarobi dużo pieniędzy to przeprowadzimy się do dużego domu i pozwoli mi wychowywać szczeniaczka. Zabiorę Dong-i do siebie. Więc hyung, nawet nie rób sobie na niego ochoty.
– Brzmi fajnie. – przytaknął.
- Hyung, jesteś biedny? I dlatego nie możesz mieć szczeniaczka?
Biedny? – odpowiedział, patrząc na mnie. – Nie mogę mieć szczeniaka. - dodał, potrząsając głową.
– Poproś swojego tatę! Mama mi mówiła, że szybko wymiękają, jeśli się im marudzi.
Hyung jedynie potaknął i dalej głaskał Dong-i, po czym wymamrotał:
– To musi być miłe.
– Więc hyung, kim jesteś? Jak masz na imię?” – spytałem raz jeszcze. Hyung odpowiedział nawet na mnie nie spoglądając:
– Ja? Kim Seokjin.
Taehyung. 23 lipca 22 roku
Weszliśmy do klasy. W świetle latarki telefonu ukazały się stare stoły i zwinięte banery po festiwalu. Nieużywana klasa zdawała się coraz bardziej starzeć. Rozejrzałem się dookoła. Co tu się wydarzyło? Jimin przykucnął przy ścianie, a Yoongi hyung przysiadł na ławeczce pianina. Namjoon hyung napisał coś palcem na szybie.
– Przypomina mi się liceum. – powiedział po dłuższej chwili. – Przez to, że jesteśmy tutaj wszyscy w nocy.
– Liceum? Nie, dzięki. – odpowiedział Yoongi hyung z uśmieszkiem.
– Dlaczego świat tak wygląda? Przecież nie my go stworzyliśmy. Był już taki, gdy się urodziliśmy. Więc jak mamy w nim przetrwać bez żadnych narzędzi? – zapytał Namjoon hyung.
– O, spójrzcie tutaj! – odezwał się Jimin, wstając. – Tutaj jest napisane imię ojca Seokjin hyunga.
Wszyscy podeszliśmy do miejsca, które wskazywał Jimin. Ściana była bardzo pomazana, ale wśród tych gryzmołów widniało imię jednej osoby. Wszyscy skierowali na nie swoje latarki. Jimin wskazał na inne imię
– To mężczyzna ze szpitala psychiatrycznego. – powiedział. – Ale nie znam reszty.
– Choi Gyuho, to ten mężczyzna, który zaginął, prawda? – Yoongi hyung wskazał na kolejne imię. Namjoon hyung przeczytał zdanie napisane pod tymi imionami. Tutaj się wszystko zaczęło.
Taehyung. 24 lipca 22 roku
Jak długo tam siedziałem? Widziałem kogoś wychodzącego z korytarza na 3. piętrze. Z tej odległości nie mogłem zobaczyć dokładnie twarzy, ale wyglądała na szczupłą kobietę w średnim wieku. Kobieta położyła obie ręce na balustradzie i spojrzała w dół na plac zabaw. Potem zapaliła papierosa. Płomień zapalniczki pojawił się i znikł. Dym papierosa rozproszył się w powietrzu wczesnego poranka.
Spojrzałem na figurę kobiety zastygłej w bezruchu. Dookoła pojaśniało od blasku wschodzącego słońca. Kobieta wciąż tkwiła w tej samej pozycji, oparta o balustradę, wyglądając na zewnątrz, dopalając papierosa i wyciągając kolejnego.
„Czy ona też mnie zauważyła?” – pomyślałem. Mimo, że przez odległość moja twarz byłaby niewidoczna, zastanawiałem się co pomyślałaby, gdyby zobaczyła kogoś siedzącego na huśtawkach tak wcześnie rano. Mocniej chwyciłem huśtawkę rękoma i pewnie stanąłem na nogach, tak żeby tak nie skrzypiała. Żar papierosa wciąż się tlił. Wschodziło słońce. Kobieta, dotknięta pierwszymi promieniami słońca, dopaliła swojego ostatniego papierosa, potem obróciła się i zniknęła we wnętrzu budynku. Zacząłem liczyć drzwi jedne po drugich, zaczynając od lewej strony. 304, 305, 306…więc to były drzwi domu mojej mamy.
Jungkook. 30 września 12 rok
Szedłem w stronę tłumu. Co się stało? Myślę, że pierwszy raz widziałem tyle ludzi w jednym miejscu, które nie jest wesołym miasteczkiem lub szkołą. Ich rozmowy były straszne.
– Co to jest? Nie mogę tak żyć, boję się. – powiedział ktoś, przechodząc obok. Podszedłem bliżej, przepychając się między nogami ludzi. Bałem się, ale jednocześnie byłem ciekawy.
To była ogromna dziura. Dziura wydrążona w ziemi. Ludzie nazywali to lejem krasowym. Podszedłem ciut bliżej. Chciałem zobaczyć, co znajdowało się w tej dziurze. Był środek dnia, a mimo to niczego nie widziałem. Dostrzegłem jedynie korzenie drzew i tego typu rzeczy wystające z ziemi, która się zapadła. Zrobiłem jeszcze jeden krok do przodu.
– Uważaj! – krzyknął ktoś z tyłu. Czubek moich butów znalazł się nad dziurą, ziemia zaczęła się osuwać a ja straciłem równowagę. Cofnąłem się w zaskoczeniu. W tamtej chwili zobaczyłem w środku coś pobłyskującego. Jednym razem wyglądało to na światło, a innym jakby w środku tej dziury była kolejna dziura.
Jungkook. 13 czerwca rok 22
Miałem sen. W tym śnie unosiłem się nad moim szpitalnym łóżkiem i patrzyłem na drugiego mnie, który na nim leżał. Ten ja na łóżku spał. Temu mnie drgały powieki tak jakby coś mi się śniło, ale wtedy, bez żadnego uprzedzenia otworzyłem oczy i nasze spojrzenia się spotkały.
W następnej chwili leżałem na szpitalnym łóżku. Śniła mi się noc wypadku. Przednie reflektory zamieniły się w księżyc, a potem w paciorkowate zielone i czerwone światła. Gdy otworzyłem oczy, w powietrzu unosił się drugi ja. Ten unoszący się ja spotkał się ze mną wzrokiem. Nasze spojrzenia się przecięły, a dwie świadomości odwróciły. Nieustannie przeskakiwałem od tego, którzy leżał na łóżku do tego, który unosił się w powietrzu. Proces ten zaczął przyspieszać. Kręciło mi się w głowie i miałem nudności.
Obudziłem się z krzykiem. Moja pościel była przesiąknięta potem. Oddychałem płytko i zbierało mi się na wymioty. Nagle w myślach pojawiło mi się coś, o czym do tej pory nie pamiętałem. Czyjś głos. Dalsze życie będzie jeszcze bardziej bolesne od śmierci. Naprawdę chcesz dalej żyć?
Mama zawołała lekarza, by sprawdził mój stan. Lekarz powiedział, że szybko dochodzę do siebie, więc nie ma powodów do obaw. Że byłem posiniaczony i miałem złamania, ale nie prawie wcale nie wystąpiło krwawienie. Że miałem szczęście. Obróciłem się i zapytałem lekarza:
– Kto mnie potrącił?
Jungkook. 3 sierpnia 22 roku
– Co robisz? Czemu ich nie zabijasz? – przez czyjeś desperackie krzyki wróciłem do zmysłów. Rozgrywka wciąż trwała.
– Przeciwnicy przed nami! – krzyknął ktoś. Chwyciłem za myszkę i strzelałem jak opętany. Przeciwnicy, których zestrzeliłem, padali jak muchy. Używając myszki, rozejrzałem się po mapie. Przez środek mapy przechodziły tory, a po ich obydwóch stronach rozciągały się duże, metalowe kontenery. Wyglądało to identycznie jak miasto kontenerów w Songju.
Zmieniłem broń na karabin maszynowy, który strzelał bez przeładowywania. W oddali pojawił się przeciwnik w czarnej bandanie. Wycelowałem w niego, ale przez ułamek sekundy przypominał mi kogoś, kogo znałem. Wróg padł po jednym strzale. Strzelałem bez namysłu do każdego, kto się pojawił. Podświadomie zacząłem myśleć o hyungach. Zaśmiałem się. Tak w sumie myśląc to byli podobni. Pokonałem każdego z wrogów i przeszedłem dalej. Strzelałem do każdego, kto wychodził z kontenerów. Przez chwilę patrzyłem na jednego z leżących na ziemi. Czy to Namjoon hyung? –pomyślałem, ale wtedy dostałem kulkę w ramię. Rozejrzałem się za pomocą myszki i zobaczyłem przeciwnika, trzymającego broń. To był Seokjin hyung. Nagle zaczęło się we mnie gotować.
źrodło: origamifirefly
PL trans: Ayo, vipove, panciak @ CRUSHONYOU
korekta: vipove, panciak @ CRUSHONYOU
Dziękujemy za tłumaczenie ;)
OdpowiedzUsuń"Była to czyjaś twarz. Namalowana szorstkimi, czarnymi liniami, w których nie było żadnego ciepła. Powiedziałem, „czyjaś”, ale wiedziałem, do kogo należała. To był Seokjin hyung. W momencie, w którym pomyślałem o hyungu, zobaczyłem też twarz innej osoby. Była to kompletnie inna twarz, ale obydwie wyglądały niemal identycznie. Miały takie same oczy. Oczy bez duszy. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, kogo muszę odnaleźć. " To brzmi dokładnie jak fragment Demiana czy tylko mi sie to skojarzyło?XD z tym momentem kiedy autor zobaczył w obrazie chyba? twarz Demiana, ale później też twarz jego matki i oni często "odpływali" przez co ich oczy wyglądały na takie "bez duszy" i autor poczuł, że musi tę matkę odnaleźć, że jest jego losem. Może coś poknociłam, ale to było moje pierwsze skojarzenie.
OdpowiedzUsuńJungkook. 13 czerwca rok 22
OdpowiedzUsuń"Przednie reflektory zamieniły się w księżyc, a potem w paciorkowate zielone i czerwone światła.". Tu jest błąd zamiast czerwonych powinny być niebieskie (specjalnie szukałam z tłumaczem XD) i wtedy łączy się to z tym kotem z webtoona